1. pl
  2. en

Radek Rogóż

Transiberica ultrakolarstwo cz.1

31 sierpnia 2021
Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

 

Transiberica Ultrakolarstwo

 

Rok 2020 mocno wstrząsnął rzeczywistością. Pandemiczność i niewiedza spowodowały, że zrezygnowałem z udziału w Transiberica. Razem z bratem i kilkoma kolegami wycofaliśmy się z wyścigu jeszcze przed jego startem. Pozostał niedosyt i świadomość, że coś nie zostało zakończone. Szybko zapomniałem o tym i zimą 2020 w planach pojawił się Rowerowy Maraton Dookoła Polski z wyśmienitą obsadą. Lista startowa rosła, a ja w ferworze przygotowań planowałem ten start jako najważniejszy w sezonie.

 

Dopiero wczesną wiosną 2021 zostałem przez kolegę podstępnie zaszczepiony pomysłem powrotu do Hiszpanii. Wszedłem na stronę wyścigu i odetchnąłem z ulgą. Rejestracja była już zamknięta. Nie szukałem sposobu, żeby znaleźć się na liście startowej, na „odczepne” zapytałem o jedno miejsce dla zawodnika z Polski. O zgrozo, znalazło się bardzo szybko. Na początku nie bardzo chciałem w to uwierzyć i przyjąć do wiadomości, ale w końcu usiadłem nad swoim kalendarzem i wprowadziłem stosowane zmiany. Bardzo bolał mnie fakt, że MRDP pojedzie beze mnie, ale nadarzyła się świetna okazja, żeby grupą dostać się autem do Bilbao, razem mieszkać i dzielić koszty. To miało zasadniczy wpływ na budżet całej wyprawy i całą logistykę związaną z wyjazdem i wyścigiem. Zdecydowałem, że pojadę.

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

Do samego wyjazdu formuła wyścigu stała pod znakiem zapytania. Rosnąca liczba potwierdzonych przypadków C19 w Hiszpanii nie sprzyjała. Poszczególne prowincje z dnia na dzień wprowadzały kolejne obostrzenia z godzinami policyjnymi włącznie. To martwiło mnie najbardziej. Już raz zrezygnowałem z wyjazdu na Korsykę, bo organizator nie potrafił zapewnić wyścigu w formule non-stop. Tym razem miałem nadzieję, że całość przebiegnie bez obligatoryjnego zakwaterowania w godzinach nocnych. W drodze do Bilbao dotarła do mnie informacja, że zawodnicy Transiberica otrzymają od organizatora imienne certyfikaty w języku Hiszpańskim, upoważniające do poruszania się po drogach w godzinach policyjnych. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałem, ciężki wyścig organizowany przez odpowiedzialnych ludzi.

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

Transiberica wyścig ultrakolarski

 

Czym jest Transiberica? To ultra maraton kolarski organizowany w sierpniu na półwyspie iberyjskim. Tegoroczna edycja obligowała zawodników do zaliczenia 9 punktów kontrolnych rozrzuconych po całej Hiszpani i przejechania 5 obowiązkowych odcinków specjalnych, gdzie najdłuższy mierzył blisko 200km. Trasę pomiędzy odcinkami specjalnymi i punktami kontrolnymi trzeba było wytyczyć samodzielnie, biorąc pod uwagę lokalne przepisy o ruchu drogowym. To dość specyficzna formuła, bo współzawodnictwo zaczyna się wcześniej, przed monitorem komputera. Kto zaplanuje przejazd lepiej, już na starcie ma przewagę. Z mojego kreślenia finalnie wynikało 2860km i 36000 metrów do góry. Co najważniejsze, stosunek dróg nieutwardzonych do całości był znikomy i to utwierdzało mnie w przekonaniu, że trasę w całości można pokonać naprawdę szybko. Z takim „błędnym” nastawieniem jechałem do Bilbao. Spokojny i opanowany, pewny dobrej jazdy. Dopiero kolejne dni pokazały, że to co na monitorze komputera objawia się „słodką maliną” w rzeczywistości jest „kłującym cierniem”.

 

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

Start w sobotę 14.08 o 21:00. Wspólne zdjęcie zawodników i ruszamy na kilku kilometrowy obowiązkowy odcinek prowadzący ze startu na przedmieścia Bilbao. Zgodnie z regulaminem tam musimy się rozłączyć, bo formuła wyścigu to pełna samowystarczalność. Musimy samodzielnie jechać, zadbać o wodę i jedzenie. Nie możemy przyjmować zorganizowanego wsparcia, które nie jest dostępne dla każdego uczestnika wyścigu. Po wyjechaniu za miasto zaczynają się ultra kolarskie szachy. Z jadącej grupy to w lewo, to w prawo odjeżdżają pojedyncze osoby. Każdy zaczyna realizować swój plan, podążać wcześniej wyznaczonym kursem wierząc, że jego jest najlepszy. Ja podobnie. Po około 8 kilometrach od startu odbijam w lewo omijając główną drogą i gubiąc resztę. Zostaję sam, w końcu sam ze swoimi słabościami i setką myśli w głowie. Pierwszy punkt kontrolny jest daleko, za około 500km, kompletnie po drugiej stronie półwyspu nad morzem Balearskim.

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

Zapada noc, nie dzieje się nic, na co niemiałbym wpływu. Jadę rozważnie i rozsądnie, nie za szybko, na podjazdach nie walczę na siłę. Odcinek ma niecałe 6000 metrów w pionie, więc nie jest nudno. Pogoda sprzyja, jest ciepło, a organizm czuje się świetnie w tych warunkach i okolicznościach. Mam jednak świadomość, że to jest początek. Mimo, że mam zapas jedzenia i sporo sił to wiem, że bezwzględna Hiszpania wciąga mnie pomału w swoje dzikie zakamarki. Rano kończy mi się woda i staje przed problemem, który projektowałem w głowie setki razy. Stacje benzynowe mimo, że na monitorze PC’ta otwarte 24h, są zamknięte. Automaty do tankowania oczywiście działają 24h, ale paliwa nie potrzebuję. Wjeżdżam do miasta, gdzie nabieram wody ze zraszaczy trawnikowych. Nie myślałem, że będę się musiał na samym początku posuwać do tak radykalnych metod. Nie mam wyjścia, do punktu kontrolnego jest jeszcze szmat drogi.

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

Na około 290km jest w końcu otwarty na stacji benzynowej sklep. Uzupełniam wszystko co mogę i bez zbędnej zwłoki ruszam dalej. Jest naprawdę dobrze. Stąd też mam najwięcej wspomnień, pamiętam zakręty, budynki i wszystko co było dla mnie nowe i ciekawe. Na ultra to normalne, entuzjastyczny początek zawsze mieni się barwami zwycięstwa. Do tego jeśli w innych niż rodzime okolicznościach przyrody organizm czerpie garściami wszystko co nowe, piękne i inne. Tak też było ze mną, zachwycałem się każdą fałdą jezdni, każdym kamieniem i skrzyżowaniem. Wszystko było niewyobrażalnie wspaniałe. W końcu słońce osiągnęło zenit i zachwyt pomału zaczął ustępować irytacji. Z nieba zaczął lać się żar, cykady hałasowały, a wiatr parzył wszystkie odsłonięte części ciała. Zrobiło się ciężko. Z każdym kilometrem wysychałem na wiór, walczyłem o każdy obrót korby. Niespodziewanie znalazłem się gdzieś pośrodku niczego. W oddali wiatraki, pola uprawne, skały i step. Długa po horyzont szosa i ani jednego drzewa, żeby przystanąć w cieniu, ani jednego domostwa. Nic, kompletnie nic w zasięgu wzroku. Pomyślałem sobie, że w obecnych, cywilizowanych czasach, na pewno coś w pobliżu znajdę. Myliłem się, dobre kilkadziesiąt kilometrów w towarzystwie słońca i wzmagającego się wiatru walczyłem z każdym zakrętem i każdą kolejną nadzieją, że za wzgórzem będzie wioska. W końcu była, ale jak fatamorgana okazała się tylko opustoszałym punktem rolniczym, bez żadnej duszy i ujęcia wody. Pogodzony z tym faktem zacząłem sięgać dalej do swojego organizmu, korzystać z głębszych pokładów energii. Oszczędzałem wodę i i każdą kalorię pożywienia, a przy tym starałem się jechać najefektywniej jak to możliwe. Myślałem o zraszaczach polnych i wodzie pompowanej na pola, ale mimo, że miałem ze sobą tabletki do uzdatniania wody bałem się chemii, która mogła być tłoczona razem z wodą. W głowie układałem słowa nagany dla siebie i obrzucałem się stekiem obelg.

 

Transiberica ultracycling ultrakolarstwo, wyścig kolarski długodystansowy.

 

W końcu wyjechałem na ruchliwą szosą i po kilkudziesięciu kilometrach dobiłem do upragnionej stacji benzynowej i sklepu. Zakładam maseczkę i z radością rzucam się jak dzikus na wszystko co widzę, wzrokiem wypijam wszystkie puszki coli i robię zakupy, których nie jestem w stanie później zjeść i zabrać ze sobą. Nie liczę się z kosztami, nie analizuję. Po prostu muszę to wszystko mieć i zjeść. Do tego euforia spycha higienę na dalszy plan. W tych czasach to niedopuszczalne. Rozrywam zębami opakowania i bez kontroli wpycham do ust co mogę.

 

To jest typowe zachowanie ultra dzikusa, złego planisty i narwańca. To jest błąd, przed którym przestrzegam wszystkich. Planujcie trasę nie tylko pod kątem nawierzchni ale również biorąc pod uwagę możliwości zaopatrzenia, zwłaszcza kiedy jedziecie przez dotychczas nieznany i niespenetrowany przez siebie fragment Ziemi. Każdy kto będzie miał dłuższą trasę z gęstą siatką zaopatrzeniową, na mecie pojawi się pierwszy.

 

Bliżej Mont Caro cywilizacja jest już łaskawsza, więcej ludzi i miejsc gdzie można się zaopatrzyć. To znowu usypia moją czujność. Świadomość dostatku powoduje, że odpuszczam niektóre z miejsc, jadę bez zatrzymania i bez uzupełniania zapasów.  Dopiero kiedy w bidonach robi się sucho, a temperatura osiąga 45 stopni Celsjusza zjeżdżam do miasteczka i przy bezalkoholowym piwku zjadam kanapkę z kurczakiem. Temperatura mocno spowalnia wszystkie procesy, nie ma czym oddychać, wiatr parzy po nogach. Dobijam tak do miejscowości Jesus pamiętając, że mocno rozwinięte miasto oferuje na moim kursie niezliczone atrakcje kulinarne. Owszem oferowało, ale tylko na mapach googla. Nawet specjalne prowadzenie trasy nie pomogło.

 

Przeklinam w duchu i na tym co miałem ze sobą atakuję pierwszy punkt kontrolny znajdujący się na szczycie Mont Caro (1441 mnpm). W temperaturze 35 stopni Celsjusza korba za korbą snuję się do góry przez około 21 km pokonując przy tym 1370m do góry. Idzie dość opornie, bo oprócz całodniowego przegrzania i zmęczenia, nachylenie również jest poważne, 10-14%, a miejscami powyżej 20%. Od czasu od czasu mijamy się z uczestnikami wyścigu wymieniając kąśliwe uwagi na temat podjazdu. Na górze upewniam się, że lokalizator zaliczył punkt kontrolny i z doświadczeniem godnym mistrza narzucam na grzbiet kamizelkę na zjazd. Wyszło doświadczenie „leszcza”, bo wcześniej mogłem sprawdzić temperaturę. Zjazd w kamizelce w 32 stopniach Celsjusza dokłada wyczerpania, to była kompletnie nietrafiona decyzja. Teraz już jestem pewien, że potrzebuję chwili odpoczynku.  Uzupełniam zapasy i ruszam w kierunku drugiego punktu kontrolnego położonego na pograniczu Pirenejów, czyli blisko 300 kilometrów dalej.

 

Link do drugiej części tutaj.

 

#ultratrack

 

+48 513 069 676

rogoz.radoslaw@gmail.com